Jingle bells in Tokyo

Co prawda w Japonii jest zaledwie 1,6% chrześcijan (około 1,3 miliona ogółem – katolików, prawosławnych i ewangelików), zaś większość Japończyków deklaruje się jako ateiści, święta Bożego Narodzenia mają tutaj swoje zaszczytne miejsce w rocznym kalendarzu wydarzeń i imprez.  Tokijczycy z zapałem dekorują miasto jeszcze bardziej niż zwykle świecącymi ledami, panienki w sklepach poprzebierane są za śnieżynki, z nogami odsłoniętymi tak wysoko, że żonaty facet nie powinien zerkać w obawie, że dostanie wałkiem po głowie od swojej połowicy, w sklepach z ryczących głośników rozbrzmiewa nieśmiertelne, w przeciwieństwie do George’a Michaela, „Last Christmas”  a na wystawach królują bałwany w kimonach.

W japońskiej tradycji grudzień to shiwasu (師走), ostatni miesiąc przed Nowym Rokiem, który zawsze zwiastuje ważne zmiany. Święta Bożego Narodzenia, które przyszły do Japonii wprost ze Stanów Zjednoczonych, idealnie wkomponowały się w lokalny tryb życia. Choć każdy Japończyk wie czym jest Kurisumasu (Christmas), nie do końca potrafi powiedzieć dlaczego i po co. Ale po co wiedzieć takie rzeczy, skoro w sklepach możemy zobaczyć pięknie udekorowane choinki, skarpety Św. Mikołaja, gamy różnych prezentów dla bliskich. Poza oczywistym wrażeniem komercjalnego charakteru świąt, w zasadzie nie spodziewaliśmy się, że faktycznie czuć ich atmosferę. Ogólne wrażenie nieco psuje pogoda. Nierzadko można doświadczyć w Tokio 20 stopni w ostatniej dekadzie grudnia, więc piękna wizja świątecznego śniegu lub mrozu to całkiem abstrakcyjna perspektywa.

Nie byłoby świąt bez pieniędzy. Rozumie to każdy polski pracownik i pracodawca, nie trzeba tego tłumaczyć. Nie inaczej jest w Japonii. O tym, że zbliża się Kurisumasu świadczą końcowo roczne premie finansowe, nazywane bonasu. Jeżeli już są wypłacane, wahają się w przedziale od 30% do 200% miesięcznego wynagrodzenia. Biorąc poprawkę na to, że średnia pensja w Tokio wynosi około 450 tys. jenów (około 12 tys. złotych), nawet te 30% wygląda dla każdego Japończyka niezwykle kusząco. Podobno premie te są wielkim testem dla wszystkich – czy pracownicy pracowali ciężko, czy pracodawcy potrafili docenić swoich podwładnych. Wstrząsają nawet małżeństwami. Nie chodzi tu o same pieniądze, ale istnieje w Japonii dosyć bliski Polsce zwyczaj przepijania premii przez mężczyzn. Jeżeli premia jest mała, nie da się z nią nic zrobić, więc trzeba ją przepić. Jeżeli premia jest duża, trzeba to uczcić, najlepiej stawiając każdemu koledze kolejkę. Nie ważne co brać za motyw, nie ważne czy to picie ze smutku, czy z radości, japońskie żony nie są zachwycone z widoku podchmielonych mężów, którzy sprowadzają do domu o 3:00 w nocy swoich kolegów, gdyż wesoła kompania, upodlona i śmierdząca potem wymieszanym z ryżowym sake, nie zdążyła na ostatni pociąg. A ponieważ w Tokio nie ma dobrej nocnej komunikacji, zaś taksówki wymagałyby wydania reszty lub drugiej premii, ten który mieszka najbliżej ma moralny obowiązek zapewnić nocleg. Podobno największe cwaniaki przed wyjściem na „jedno piwko” z kolegami z pracy zamieniają się w kartografów, przygotowując propozycje pubów możliwie najdalej od własnego domu. No, ale zostawanie u kogoś na noc w Japonii też nie jest dobrze widziane. Tak źle i tak niedobrze. Żona i tak będzie krzyczeć. Chyba rzeczywiście trzeba się napić.

Mając jakąś tam część premii za sobą, można przejść do dalszych wydatków, którymi będą świąteczne prezenty. Myślę, że nie ma sensu opisywać japońskich prezentów, bo wszędzie na świecie wyglądają one w miarę podobnie. Naszą uwagę zwróciły jednak specjalne paczki żywnościowe, jakkolwiek można to nazwać. Paczki składają się przeważnie od 5 do aż 20 sztuk jakiegoś produktu. Tak oto można kupić paczkę 10 rzadkich piw, 20 gazowanych drinków w puszce, a nawet 10 szynek konserwowych. Widzieliśmy także wielki płat mięsa z ekskluzywnego tuńczyka pokrojony na zgrabne filety. Nie wiem jak to ocenić, więc pozostawię tę kwestię otwartą.

W Japonii święta rozpoczynają się 23 grudnia od Święta Urodzin Cesarza, który jest jednocześnie dniem wolnym od pracy. Jest to oczywiście przypadek, iż obecnie panujący Akihito, czyli cesarz Heisei, urodził się zaraz przed Bożym Narodzeniem, jednak już od 28 lat, dzień ten wyznacza początek świątecznego okresu. Sporo Japończyków wybiera się do sklepów na duże zakupy, szczególnie w poszukiwaniu prezentów na ostatnią chwilę.

Warto wspomnieć, że i tradycja kiermaszów świątecznych zawędrowała do Tokio. Tłumnie przybywają na nie, by napić się gorącego grzańca, zachwycić tłustą kiełbasą serwowaną z innym niż słodkim chlebem i poekscytować pląsającym po stołach Antonem – piosenkarzem, który lekko podchmielony już zawodzi przeboje Leonarda Cohena, przystrojony w czapkę Mikołaja i łańcuch ze światełek.

24 grudnia to już normalny pracujący dzień, ale jest wyjątkowy, gdyż wieczorem Japończycy zbierają się na wspólnej kolacji. Nie jest to żaden odpowiednik polskiej rodzinnej Wigilii, lecz wieczorna impreza, na której mogą znaleźć się wszyscy znajomi. Dla wielu Polaków potrawy mogłyby wydawać się szokujące, bo Japończycy jedzą tego dnia specjalne rodzaje pizzy, kurczaki z KFC, hamburgery z podsmażanym bekonem. Najważniejsze, aby jedzenie było w zachodnim stylu, czyli yōfū ( 洋風 ). Osobiście otrzymaliśmy kilkanaście ulotek od lokalnych barów, ale podziękowaliśmy. J Nie umniejszając polskim pierogom,  uszkom, barszczykowi, które wszystkie uwielbiam i na które zawsze czekam, dobrego kurczaka z KFC, którego tutaj w Japonii brak, zjadłbym bardzo…

Cdn.

Dodaj komentarz